Święta się zbliżają i należy się do nich odpowiednio przygotować. Oprócz ozdób, ciast, jajek należy również pomyśleć o wędlinach. Z tymi sklepowymi różnie bywa – czasem trafi się dobra a czasem… szkoda gadać.
Zabawę w wędzenie dopiero zaczynamy, uczymy się. Główną pieczę nad tym sprawuje mój mąż, który przygotowuje zalewę, obraca mięso, dba o nie a potem z przyjaciółmi wędzi.
Ja decyduję głownie o doborze mięsa oraz wstępnie je przygotowuję.
Marynatę sporządzamy według tabeli zamieszczonej na stronie http://wedlinydomowe.pl, oczywiście wybór i proporcje ziół i przypraw to już według naszego uznania.
Mięso leży jakiś czas w marynacie, a potem.. A potem spędza kilkanaście godzin w wędzarni…..
Nabiera smaku i aromatu…
No a później możne je jeść, jeść, jeść…..
jessssu, aż mnie skręciło z zazdrości.... ja nie umiem, nie mam gdzie i w ogóle strasznie jest....
OdpowiedzUsuńdrugi raz wędziliśmy i chyba nie ostatni :)
OdpowiedzUsuńOd niedawna mamy taką możliwość i korzystamy z niej szczęśliwi
Ślinka leci ...mniam..mniam...bez konserwantów ..patrząc już czuję zapach
OdpowiedzUsuńzapach piękny... jałowiec
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dotrwa do czasu aż przyjdziemy spróbować?:)))
OdpowiedzUsuńdotrwało :)
OdpowiedzUsuń