A to opowieść pewnej Ewy, która od jakiegoś czasu przyjaźni
się z kangurami i pluska w oceanie.
"Moja własna kawa, o ile można tak powiedzieć, sama wyrosła w
moim ogrodzie. Przedtem nie zwróciłam na nią uwagi, ale w tym roku pięknie obrodziła,
więc zorganizowałam wstępne zbiory.
Należy zbierać te najbardziej dojrzałe, czyli ciemno-czerwone. Łatwiej się je potem obiera, trzeba to robić palcami, które bardzo trudno jest potem doszorować.
W każdym owocku są dwa ziarenka. Potem zostawiłam kawę na jeden dzień na słońcu, żeby wyschła. Wtedy zrobiła się bardziej żółta - świeżo obrana jest prawie biała.
No i paliłam ją w piecyku. W czasie palenia kawa zmienia kolor na coraz bardziej brązowy, nawet do czarnego. Wtedy uzyskuje się jej smak.
Ja poprzestałam na średnim paleniu, ale już wiem, że mogę ją palić mocniej. Dzisiaj zmieliłam, zaparzyłam, wypiłam i żyję!!!. Kawa była całkiem dobra, ale trzeba będzie nad nią jeszcze popracować."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz