29
kwietnia na zaproszenie http://urodaizdrowie.pl
oraz restauracji Navona mieszczącej się w Warszawie, przy ulicy Bitwy
Warszawskiej 1920r. nr 19
miałam przyjemność degustować kilka dań z ich karty.
Mimo,
iż restauracja znajduje się niecałe 4 kilometry od Dworca
Centralnego czujemy się jakbyśmy byli poza miastem. Nie dociera
gwar z pobliskiej ulicy a przez okna zagląda do środka zieleń.
Restauracja
jest całkiem spora, jednak ustawienie stolików oraz przepierzenia
sprawiają, iż nie czuje się ogromu sali. Całość utrzymana w
tonacji beżowo brązowej, wystrój stonowany. Ogólnie przyjemne
wrażenie.
Navona
to restauracja włoska a więc w menu oczywiście jest pizza,
risotto, makarony... oraz przystawki w stylu włoskim: vitello
tonatto (plastry cielęciny w sosie z tuńczyka), bruschetta,
carpaccio, sałaty....
Karta
win jest krótka. Znajdziemy w niej między innymi kilkanaście win w
cenie do 100 zł za butelkę. Jak na restaurację specjalizującą
się w kuchni włoskiej, win z tego kraju powinno być więcej i
powinny być bardziej zróżnicowane.
Dobrym
pomysłem jest krótki opis każdego wina z sugestią do czego będzie
pasowało.
Do
wyboru miałam trzy dowolne dania z menu.
Ponieważ
bardzo lubię szparagi a w Navonie w tej chwili jest specjalne menu
szparagowe wybrałam dwa dania z nimi. Miało być jedno ze
szparagami a dwa z pozostałej części karty ale gdy ujrzałam
delikatny „mus szparagowo – pistacjowy z białą czekoladą”
nie mogłam się oprzeć. I w ten sposób zamówiłam deser, a czy
zrobiłam dobrze … o tym później.
Do
Navony poszłam z córką i razem wybrałyśmy pozostałe dwa dania.
Wybór
padł na „Tournedos z truflowymi tostami, szparagami, selerowym
gratin, cebulkami chipolino w sosie balsamiczno – kawowym” za 67
zł oraz „Eskalopki cielęce w sosie z suszonych pomidorów podane
ze smażonym na maśle szpinakiem” 44 zł.
Jako
czekadełko podawane są małe bułeczki pieczone na miejscu z
oliwą.
Do
picia otrzymałyśmy świeżo wyciskany sok z pomarańczy oraz kawę
do deseru.
Tournedos
– małe okrągłe befsztyki przyrządzone z cieńszej części
polędwicy wołowej.
Na
początek słowo krytyki, aby za pięknie nie było.
Wolałabym
polędwicę jednak ciut bardziej krwistą, ale... długą chwilę
zajęło mi robienie zdjęcia i …. ale naprawdę była pyszna,
delikatna... godna polecenia.
Spróbowałam
samą cebulkę i wydała mi się ciut za ostra i za bardzo octowa –
nie za bardzo lubię ocet balsamiczny. Ale połączenie tych cebulek
z całością „podbijało” smak całego dania, wydobywało smak
kawy z sosu. Gratin z selera – w domu będę musiała spróbować
zrobić... może uda się stworzyć coś podobnego...
No
i szparagi, ugotowane idealnie. Nie za twarde i nie za miękkie,
takie na ząb.
No
i ten tymianek jako garnie idealnie zgrany z całością.
O
eskalopkach powiem jedno, co powinno wystarczyć za całą recenzję
dania – moja Córka powiedziała – smaczne – a ona nie lubi
suszonych pomidorów i dań z nimi.
Ja
dodam od siebie słowo o szpinaku – jak dla mnie idealny. Nie
rozgotowany, idealnie doprawiony, nie przesolony – dla niektórych
przyprawić oznacza dużo posolić.
No
i na koniec deser. „Mus szparagowo – pistacjowy z białą
czekoladą”...
i
nagle się okaże, iż skłamałam wcześniej, mówiąc, że napiszę
coś o deserze... Nic, nie napiszę... rozmarzyłam się...
przepraszam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz