poniedziałek, 7 września 2015
Kulinarne wspomnienia z wakacji – konkurs
Jakiej potrawy spróbowanej podczas wakacyjnego wyjazdu nigdy nie zapomnisz?
Na niedługi urlop udałam się na Podlasie, a konkretnie Sejneńszczyznę. W czasie pobytu poznawałam smaki tego regionu, który łączy kuchnię polską i litewską.
W kuchni tej, swoją bardzo mocną pozycję ma ziemniak. Pomysłów na jego wykorzystanie jest tu bardzo dużo: kiszka ziemniaczana, babka ziemniaczana, kartacze, bliny...
nawet do chłodnika podawane są ziemniaki.
Są to dania proste, często czasochłonne, ale zawsze bardzo smaczne.
Jeżeli miałabym wybrać najlepszą potrawę tego wyjazdu, to zdecydowanie kartacze wygrywają.
Mam dla Państwa propozycję. Wspólnie z portalem Pyszne.pl przygotowaliśmy konkurs, w którym do wygrania są bony na wykorzystanie w serwisie Pyszne.pl.
Aby wygrać bon, należy w komentarzu pod tym postem, opisać swoje kulinarne wspomnienie wakacji.
I nie ważne, czy będzie to danie restauracyjne, czy danie przygotowane pod namiotem, gdzieś na biwaku, w Polsce czy za granicą. Może to być jakiś produkt kupiony na targu, w sklepie....
nie ma ograniczeń.
Warunek jest jeden – ma być to wspomnienie wakacji :)
Zapraszam do zabawy.
Na komentarze czekam do niedzieli 13 września, do godziny 23,00.
Wyniki podam we wtorek, 15 września.
Osobom, które zamieszczą najciekawszy wpis (i nie chodzi tu o wymyślność potrawy) otrzymają bony, na wykorzystanie w serwisie Pyszne.pl.
Za najciekawszą wypowiedź zgłaszający otrzyma bon o wartości 150,0 zł.
Kolejne dwie wypowiedzi to 100,0 i 50,0 zł.
Bony, które są do wygrania w konkursie można zrealizować tylko zamawiając jedzenie online w serwisie Pyszne.pl, w restauracjach, które posiadają w ofercie płatność online oraz które dowożą jedzenie pod adres wpisany przez zwycięzcę
Na zdjęciu (na samej górze), kartacze które przygotowałam wspólnie z Panią Danguole Marcinkiewicz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja w tym roku myśląc wakacje, widzę Węgry i przepysznego langosa z pełna wersja dosmdatkow czyli śmietana, czosnkiem, cebula, papryka, pieczona słonina, kiełbasa ! Pyszności ... Och czuje jego smak !
OdpowiedzUsuńWakacyjne wspomnienie kulinarne, którego nigdy w życiu nie zapomnę, to z całą pewnością tureckie pideli kofte. Pierwsze zetknięcie z szaszłykami z mielonego mięsa miałam już w samolocie, mięso mielone uformowane w małe rurki, wyglądały dość niepozornie, ale kiedy wzięłam pierwszy kęs musiałam aż opaść na fotel, zamknąć oczy i wyciągnąć nogi. Smak tego mięsa, wszystkich przypraw, jego soczystość, to było nie do opisania. Gdyby ktoś powiedział mi, że tak może smakować kawałek mielonej wołowiny nigdy bym w to nie uwierzyła. Ale to było tylko preludium. W małej knajpce w środku Bursy, takim bardziej przydrożnym barze, w cenie 10 lir (ok 12 zł) dostałam danie godne Maharadży, prezydenta Stanów Zjednoczonych i Dalajlamy. Kilka płaskich kotlecików z mięsa mielonego, podlanych solidnie świeżym wybijanym na miejscu masłem z dodatkiem gęstego, słodkiego sosu pomidorowego bez żadnych ziół, jedynie solą i oliwą. A taka oliwa nie ma nic wspólnego z tą sprzedawaną w Polsce - w każdej kropli jest skondensowane tyle smaku, co w naszej butelce, jest wręcz drażniąca dla kubków smakowych w pierwszym momencie, dopiero później uwalnia się jej głębia wytrawnego słodko-kwaśnego smaku z nutą goryczy. Na talerzu poza wspomnianym mięsem (które było doprawione wręcz idealnie. Ani nie słone, ani nie słodkie, ani nie gorzkie, a jednak w pewien sposób miało nutę wszystkich tych smaków, do tego soczyste, wilgotne, rozpływające się na podniebieniu jak czekolada, wystarczyło odkroić widelcem kawałek, umoczyć w sosie i włożyć do ust, bo szkoda było gryźć!) sosem znalazł się standardowo chleb, jak do wszystkiego w Turcji (nawet ziemniaków czy placków drożdżowych!) co pozwoliło na wygarnięcie pysznego sosu i soków mięsnych do ostatniej półkropli (bo trochę wstyd byłoby wylizywać talerz, ale na pewno bym to zrobiła !!) To była eksplozja, symfonia, etiuda smaków. Tak proste, niewyszukane, a jednak tak absolutnie wyjątkowe. Próbowałam zrobić to danie po powrocie do domu, korzystając z zakupionej tam mieszanki przypraw i wspomnianej oliwy, jednak to nie było to. Nasze mięso ma dużo "bledszy", bardziej miałki smak, to trochę jak porównać naszą najlepszą wołowinę (mercedesa) do rolls royce'a (którym jest ich mięso dostępne w każdym mięsnym sklepie, boję się pomyśleć, co byłoby gdyby próbować ich wersji premium, chyba miałabym kulinarny orgazm w restauracji. Nigdzie na świecie (a wiele miejsc zwiedziłam) nie jadłam takiego mięsa, przysięgam ! i polecam każdemu. Dobrze, że nie mieszkam na stałe w Turcji, bo po pół roku musiałabym się toczyć z domu do baru ;-)
OdpowiedzUsuńU nas wakacje to smak polskich, samodzielnie zbieranych kurek. Podawanych na milion sposobów (byle smacznie i w doborowym towarzystwie).
OdpowiedzUsuńByły klasyczne w jajecznicy, zapiekane w tortilli, tarty, pierogi z kurkami i gorgonzolą, oraz w akompaniamencie czerwonego mięsa, czosnku, rozmarynu i wina. Na taki smak pozostaje mi czekać kolejny rok.
Moje wakacje, a wraz z nimi kulinarne wspomnienie płynie prosto z węgierskiej, przepięknie usytuowanej nad niewielkim jeziorem miejscowości Tata. A tam po raz pierwszy jadłam coś tak niezwykłego.. a mianowicie niezwykle delikatną, rozpływającą się w ustach gęsią nogę, a wraz z nią najważniejsze.. gęsią wątróbkę, która miała tak delikatną, maślaną konsystencję, że początkowo miałam wątpliwości czy to nie jakieś warzywo. Nigdy nie jadłam czegoś tak wyjątkowo przyrządzonego.. A wątróbki gęsiej nigdzie w Polsce dostać nie mogę, ale nie poddaję się w poszukiwaniach!
OdpowiedzUsuńZdjęcie przesyłam mailem wraz z pozdrowieniami i oczekuję na wyniki konkursu z niecierpliwością :)
Wakacyjne wspomnie kulinarne wiąże się z Europejskim festiwalem smaku w Lublinie. Na festiwalu można było spróbować naprawdę wielu smaków z wielu krajów, od kuchni gruzińskiej, węgierskiej, litewskiej czy nasze wspaniałej polskiej przeistaczonej w kuchnię fusion.Najbardziej w pamięć zapadły mi pierogi chinkali, przepyszne o zacnie bogatym wnętrzu, mięsnym z nutą kolendry. Należy je jeść rękami, chwytając kciukiem i palcem wskazującym za górną część pierożka i powoli gryząc uważając na wypływający gorący rosół. Wg Gruzinów należy go wypić, a potem zjeść resztę. Zwykle też są posypane pieprzem. Innym wspomnieniem, które równie dobrze zapadło mi w pamięć jest lubelska szczypka, słodycz zapomniana przez wielu i przez niewielu znana. Jest to lubelski cukierek na bazie cukru, robiony gdy jeszcze nie znano słodyczy dostępnych dziś. Głównie sprzedawany na jarmarkach i odpustach. Dziś już dostępna w różnych kolorach i smakach.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEch, wakacje... Niby tak niedawno, a jednak po wypoczynku został "tylko" wspomnienia. Także te kulinarne. Na początek chcę napisać, że od dziecka jestem mega fanką ziemniaków pod wszelkimi postaciami i to właśnie ich wersji szukam dosłownie wszędzie - także nad morzem, gdzie wszyscy lecą na smażoną rybkę ;)
OdpowiedzUsuńZ chłodnawego i niestety trochę kapryśnego pogodowo podczas mojego pobytu - choć nadal pięknego - Gdańska "wywiozłam" wspomnienie ziemniaka do złudzenia przypominającego standardową poznańską pyrę, ale jednak intrygująco odmienioną. Wypełniona masełkiem i sosem śmietanowo-koperkowym smakiem prawie zbliżyła się do mojej ulubionej poznańskiej wersji pieczonego ziemniaka. Innym trójmiejskim odkryciem były (oczywiście) ziemniaki zapiekane z bekonem i serem z sosem śmietanowym. Pycha! Takie smaczki znalazłam w amerykańskiej knajpce w portowej dzielnicy miasta. Przy szumie wody w kanale Zatoki Gdańskiej i cudownych światełach odbijających się od tafli to doznanie (nie tylko smakowe) było naprawdę niesamowite. Może zwyczajne, może banalne - ale jednak w polskim ziemniaku siła! :) A w życiu chodzi przecież o to, żeby cieszyć się właśnie takimi chwilami.
PS Próbowałam zrobić takie ziemniaki w domu po powrocie, jednak smak nigdy nie równał się z rozkoszą podniebienia tamtego wieczoru. :)
Dla mnie kulinarne wakacje kojarzą się z - możliwością przygotowywania potraw na grillu. Potrawy z grilla są jednymi z najlepszych, a w ciepłe lato, z zimnym piwem, cydrem lub winem smakują wprost wybornie. Najlepsze, najprzyjemniejsze i najsmaczniejsze danie w tym roku, przegotowała moja dziewczyna przygotowała Ona t-bony, ach to było przepyszne. Kawał dobrego sezonowanego mięsa, do tego tylko ogień i sól, oraz dobry argentyński malbec. Nie mówię, że najprostsza dobrze zamarynowana i upieczona karkówka nie jest równie wspaniała, to jest dla mnie smak lata i wakacji. Klasycznie i pysznie :)
OdpowiedzUsuńTrudno mi wybrać te jedyne kulinarne, wakacyjne wspomnienie, bo jestem łakomczuchem i generalnie wszystko mi smakuje :)
OdpowiedzUsuńAle wraz z Mężem, który delikatnie mówiąc nie przepada za owocami morza, wspominamy z wielkim smakiem, smażone krążki kalmarów, które jedliśmy (lat temu 5) w Chorwacji.
Kupowaliśmy je w małej budce, zaraz na plaży. Kosztowały śmieszne pieniądze, podane były na tekturowej tatce wraz z sosem tatarskim. Zajadaliśmy się nimi siedząc na plaży i było to najlepsze jedzenie ever, proste, świeże, regionalne. Jedzone na świeżym powietrzu, rękoma, w doborowym towarzystwie, to było to !!!!
Będąc na wakacjach u mojej mamy na wsi zobaczyłam duży urodzaj czarnej porzeczki. Pierwsza myśl: przygotuję z nich coś ciekawego. Pomogłam mamie i szybko zerwałyśmy około 6 kg porzeczki. W domu długo zastanawiałam się co upichcić. Zrobiłam kompot, upiekłam drożdżówki a porzeczek jakby nie ubywało. Mój mąż zaproponował, że zrobi nalewkę, a ja miałam już plan na torcik serowo-porzeczkowy. Zabrałam się szybko do pracy i lada moment moje dzieło było gotowe. Wyglądał super, w smaku był rewelacyjny. Mogłam świętować: „pozbyłam się porzeczek, pomyślałam”. Z tej okazji zaprosiłam moją mamę na skosztowanie mojego nowego pomysłu. Podczas odwiedzin nagle rozległ
OdpowiedzUsuńsię dzwonek do drzwi, pobiegłam otworzyć a tu moja teściowa z niezapowiedzianą wizytą. Zaprosiłam na kawkę i nowe ciasto. Czas leciał w miłej, rodzinnej atmosferze do chwili kiedy teściowa oznajmiła mi, że przywiozła mi prawie 5kg porzeczek, bo ma ich tak dużo,
że nie wie co z nimi robić. Jak to usłyszałam, od razu stanął mi przed oczami widok własnej osoby skazanej na przymusową pracę z porzeczkami, jednak po chwili rozległ się głośny śmiech pozostałych uczestników spotkania. Od tamtej chwili wszyscy wiedzą, że w mojej kuchni przerobię każdą ilość czarnej porzeczki.
Moim najlepszym wspomnieniem wakacyjnym (i jednocześnie kulinarnym) jest Barcelona i paella walenciana.
OdpowiedzUsuńJedzona w nadmorskiej dzielnicy, Barcelonecie, zaraz po wizycie na targu rybnym. Potrawa jednogarnkowa, której podstawą jest ryż i owoce morza. Pyszna,świeża, żółta od szafranu i morska od świeżych owocó morza. Z delikatnym posmakiem pimientonu, czyli wędzonej papryki. Podobno szczęśliwi czasu nie liczą... :-) I my wpadliśmy w tę pułapkę, rozkoszując się nieziemskim jedzeniem omal nie spóźniliśmy się na samolot :-)
Ale i tak było warto, bo tego smaku długo nie zapomnę :-)
Moje kulinarne wspomnienia z wakacji to włoskie smaki – oryginalne wędliny i sery, najpopularniejsze przekąski oraz cała gama prawdziwych słodyczy. Zachwyciły mnie antipasti – przystawki, które Włosi ustawiają pośrodku stołu, aby łatwo było dzielić się nimi ze współbiesiadnikami. Strasznie smakowały mi filety z anchois w zalewie z dodatkiem śródziemnomorskich ziół i przypraw oraz sałatka z ośmiornicy. Carpaccio najlepiej smakowało mi podane z rukolą i płatkami parmezanu, skropione oliwą z oliwek i kilkoma kroplami octu balsamicznego. Wspaniałym uzupełnieniem prawdziwej włoskiej uczty była ciabatta z dodatkiem czarnych oliwek i bazylii, podana na ciepło z odrobiną oliwy z oliwek i soli morskiej. Doskonałym dodatkiem do chrupiącej ciabatty było zielone, przygotowane z bazylii, parmezanu, oliwy i orzeszków piniowych lub pochodzące z Sycylii czerwone pesto, którego głównym składnikiem są suszone na słońcu pomidory. Tak, jak prawdziwi Włosi lubię wieńczyć biesiadowanie filiżanką aromatycznego espresso i deserem. Uwielbiam znane na całym świecie tiramisu, przykryte lekkim kremem i oprószone dużą ilością kakao. Pisząc o słodkościach, nie mogę pominąć lodów, których zjadłam przeogromne ilości. Najbardziej smakowały mi te o smaku cappuccino, będącego mieszanką wybornego espresso z mleczną pianką. Idealny był również sorbet o smaku owoców leśnych, przygotowany na bazie soków owocowych i wody, bez dodatku produktów mlecznych. Tak rozsmakowałam się we włoskich smakach, że w przyszłym roku na moim wielkanocnym stole zagości pyszna, zawierająca mnóstwo rodzynek i bakalii drożdżowa panettone. Idealnie będzie pasowało do niej duże caffe latte. Moje tegoroczne wakacje to 2 tygodnie na upalnym, pięknym Półwyspie Apenińskim, który oblewa aż 5 mórz. Dlatego też, moje tegoroczne, wakacyjne danie to owoce morze – frutti di mare, przyrządzone w białym sosie, na bazie wina, jako dodatek do makaronu.
OdpowiedzUsuńCZEKAMY NA WYNIKI :)
OdpowiedzUsuńbędą dzisiaj po południu :)
Usuń:)
UsuńWybór był bardzo trudny, tak różne dania/wspomnienia, od bardzo prostych po bardziej wymyślne...
OdpowiedzUsuńTroszkę się spieraliśmy, dyskutowaliśmy, przekonywaliśmy się nawzajem…. Wiem, że nagród powinno być więcej...
I tak
- pierwsze miejsce i bon o wartości 150,0zł otrzymuje Simon Kucharski – lato, grill, kawałek dobrego mięsa, wino... i Dziewczyna, która to przygotowała .... to mnie najbardziej ujęło
- drugie miejsce i bon o wartości 100,0 zł otrzymuje Aneta 76, pięknie opisane smaki Italii
- trzecie miejsce i bon o wartości 50,0 zł otrzymuje Ewelina P., za porzeczki.... nie wiem, czy aby miłe było to wspomnienie ;)
Dziękuję wszystkim za wspólną zabawę :)
I bardzo proszę o adresy mailowe zwycięzców na adres krolestwogarow@gmail.com
Ale wspaniała wiadomość!!!
OdpowiedzUsuńAle się cieszę:-)
Bardzo dziękuję i już piszę maila
Aneta
miło było czytać :) jeszcze raz gratuluję :)
Usuń