„Turbot
jest rybą morską najdelikatniejszą i najsmaczniejszą; ponieważ
jest bardzo duży, przeto podaje się go zwykle przy liczniejszych
zebraniach.
Turbot jest kształtu płaskiego, z jednej strony
ciemno-bronzowy,
z drugiej biały i tą stroną kładzie się do
góry, wydając do stołu. Turbot jest tak smaczny, że nie wymaga
prawie żadnych dodatków.” Tak o turbocie w kuchni polskiej
pisały Helena Kulzowa i Maria Gałecka w 1934 roku.
Niestety
moje turboty nie były tak duże, były raczej jednoosobowe. Turboty
kupiłam prosto z kutra (kuter firmy ryby
u rybaka) i na miejscu zostały one oczyszczone. Odgłowione, bez
wnętrzności, z odciętymi płetwami i ze zdjętą ciemną, szorstką
skórą. Turbot z jednej strony ma ciemną, szorstką skórę, z
drugiej białą i gładką (tę zostawiamy, oczywiście można ciemną
skórę zostawić, jednak w warunkach polowych było mi tak
wygodniej).
- 1 większa lub dwie mniejsze tuszki turbota,
- masło,
- 100 ml białego wytrawnego wina,
- sól,
- skórka otarta z cytryny, sok z 1/2 cytryny,
Rybę
umyć, osuszyć. Oprószyć solą i skórką z cytryny, odstawić na
pół godziny.
Naczynie
do zapiekania wysmarować masłem. Ułożyć rybę. Skropić sokiem z
cytryny. Na rybie ułożyć masło (około 2 łyżki). Wlać wino.
Wstawić
do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 25 minut.
Turbota
podałam z ziemniakami z wody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz